top of page
  • Twitter Clean
  • w-flickr

Wydawnictwo: Rozekruis Pers 
FAMA FRATERNITATIS R.C.

CZYLI SPRAWOZDANIE BRATERSTWA 

CHWALEBNEGO ZAKONU R.C.

Do Władców, Stanów i Uczonych Europy

My, bracia Braterstwa Różokrzyża, wszystkim, którzy czytają tę naszą Famę w chrześcijańskim nastawieniu, przesyłamy nasze pozdrowienia, naszą miłość i naszą modlitwę. Po tym, jak jedyny mądry i łaskawy Bóg tak szczodrze wylał ostatnimi czasy nad rodzajem ludzkim swoją łaskę i dobroć, aby coraz bardziej rozprzestrzeniało się poznanie jego Syna oraz natury, słusznie możemy sławić ten czas szczęśliwy. Albowiem pozwolił nam On nie tylko odkryć niemal połowę nieznanego i ukrytego dotąd świata, nie tylko ukazał nam wiele wspaniałych, nigdy dotąd nie widzianych dzieł i tworów natury, lecz również pozwolił, aby pojawiło się wielu wysoce oświeconych i obdarzonych mądrością mężów, którzy przywrócą rangę wielu po części zbrukanym i niedoskonałym sztukom, aby człowiek poznał wreszcie swoją szlachetność i wspaniałość, i zrozumiał, czym jest mikrokosmos i jak daleko rozciąga się jego sztuka w naturze.

Wprawdzie nieroztropnemu światu nie na wiele się to przydaje i bluźnierstwo, śmiech i kpiny stale przybierają na sile. Również ambicja i duma uczonych jest tak wielka, że nie mogą się oni spotkać, by z wszystkiego, co Bóg tak szczodrze objawił nam w naszych czasach, zestawić librum naturae, czyli obowiązującą wytyczną dla wszystkich sztuk, lecz wręcz przeciw nie, jeden drugiego irytuje i zwalcza. Tak więc wszystko pozostaje po staremu i Papież, Arystoteles czy też Galenus oraz wszystko, co tylko przypomina stary rękopis, musi uchodzić 

za jasne, objawione światło, choć ci ostatni, gdyby tylko żyli, bez wątpienia skorygowaliby siebie z wielką radością. Tu jednak brak sił na tak ogromne dzieło. I choć w teologii, fizyce i matematyce stanowi temu przeciwstawia się prawdę, to jednak często daje o sobie znać podstęp i uraza odwiecznego wroga, który poprzez wrogów pokoju i włóczęgów utrudnia pozytywny bieg rzeczy i zniesławia.

O taką powszechną reformację przez długi czas zabiegał pobożny, wielce oświecony, zmarły ojciec, brat C. R. C., Niemiec, głowa i założyciel naszego Braterstwa. Rodzice jego, jakkolwiek szlacheckiego rodu, z  powodu 

ubóstwa już w piątym roku jego życia musieli go oddać do klasztoru. Po tym, jak poznał on wybornie oba języki, grekę i łacinę, w rozkwicie młodości na swą gorącą prośbę i błagania powierzony został bratu P. A. L., który podjął się podróży do świętego Grobu.

Chociaż brat ten zmarł na Cyprze, a więc nigdy nie ujrzał Jerozolimy, to jednak nasz brat C. R. C. nie zawrócił, lecz popłynął statkiem do Damaszku, mając zamiar stamtąd odwiedzić Jerozolimę. Gdy jednak trudności ze zdrowiem zmusiły go do zatrzymania się tam, a z powodu swej sztuki lekarskiej, w której miał spore doświadczenie, zyskał uznanie Turków, dowiedział się niespodziewanie o mędrcach z Damkaru w Arabii, o cudach, jakich dokonywali i o tym, że cała natura nie miała przed nimi tajemnic. Obudziło to wielkiego i szlachetnego ducha brata C. R. C., tak że odtąd bardziej leżał mu na sercu Damkar niż Jerozolima. Nie będąc już w stanie tłumić swego pragnienia, poprosił arabskich marynarzy, by za odpowiednią sumę złota dowieźli go do Damkaru. Dotarł tam, gdy miał zaledwie szesnaście lat, ale odznaczał się już silną, charakterystyczną dla Niemca konstytucją ciała. Mędrcy przyjęli go, jak sam opowiadał, nie jako obcego, lecz jako kogoś, kogo od dawna oczekiwali, i zwrócili się do niego po imieniu, a ponadto znali inne tajemnice jego klasztoru, czemu on nie mógł się nadziwić. Tam nauczył się języka arabskiego, tak że zaraz w następnym roku przełożył Księgę M na poprawną łacinę i zabrał ją ze sobą. Z pobytu w Damkarze wyniósł też swoją znajomość fi zyki i matematyki, którą świat mógłby się wielce cieszyć, gdyby tylko więcej było miłości, a mniej zawiści.

Po trzech latach, za życzliwą zgodą, wybrał się w podróż powrotną, przekroczył Sinus Arabicus1 i dotarł do Egiptu. Nie zabawił tam długo, zwrócił jednak większą uwagę na rośliny i stworzenia. Stamtąd udał się w podróż po całym Morzu Śródziemnym, aż dotarł do Fezu, na który zwrócili mu uwagę Arabowie. Jest to dla nas doprawdy wielce zawstydzające, że mędrcy mieszkający tak daleko od siebie są ze sobą nie tylko zgodni i nie występują przeciw sobie w żadnych pismach, lecz skłonni są i chętni ufnie ujawniać swoje tajemnice.

Każdego roku zjeżdżają się Arabowie i Afrykańczycy, rozprawiają o sztukach i wypytują wzajemnie, czy nie odkryto czasem czegoś lepszego albo czy jakieś doświadczenie nie podważyło ich mniemań. I zawsze coś przy tym wychodzi na jaw, przez co w matematyce, fizyce i magii – jako że w tym są mieszkańcy Fezu najlepsi – dokonuje się postęp. Również w Niemczech nie brakuje uczonych, magów, kabalistów, medyków i filozofów, i powinni oni być bardziej przychylni w stosunku do siebie, a nie, jak to najczęściej ma miejsce, zabiegać tylko o swoje.

W Fezie poznał on tych, których miał zwyczaj nazywać mieszkańcami elementów(chodzi tu o duchy natury lub elementale ), którzy bardzo się przed nim otworzyli; podobnie i my moglibyśmy wiele tego, co nasze, złożyć w jedną całość, gdyby panowała między nami jedność i gdybyśmy poszukiwali z całą powagą. O tych to mieszkańcach Fezu zwykł był mawiać, że ich magia nie jest wprawdzie czysta, a ich kabała zepsuta jest przez ich religię; mimo to umiał ich znakomicie używać i stały się one dla niego jeszcze jednym filarem jego wiary, która zgodna była z harmonią całego świata i na wszystkich epokach w cudowny sposób odcisnęła swoją pieczęć.

Wypływa z tego wniosek, że tak jak całe drzewo lub owoc zawiera się w każdym ziarenku, tak samo cały świat zawiera się w tym niepozornym stworzeniu, jakim jest człowiek, którego religia, polityka, zdrowie, wszystkie jego członki, natura, mowa, słowa i dzieła, wszystko to w zgodnym tonie i zgodnej melodii harmonizuje z Bogiem, niebem i ziemią. Wszystko zaś, co jest temu przeciwne, należałoby uznać za błąd, fałszerstwo i coś, co pochodzi od szatana, który jako jedyny jest pierwszą, środkową i ostatnią przyczyną światowego dysonansu, ślepoty i ciemności. Gdyby więc ktoś mógł sprawdzić wszystkich ludzi na tej ziemi, to stwierdziłby, że dobro i to, co pewne, są ze sobą zawsze w harmonii, zaś ich przeciwieństwo zanieczyszczone jest tysiącem błędnych i sprzecznych mniemań.

Po dwóch latach brat C. R. C. opuścił Fez i wyjechał z wieloma kosztownościami do Hiszpanii w nadziei, że skoro podróż ta jemu samemu przyniosła tak wiele pożytku, to również i uczeni Europy przyjmą go z wielką radością i oprą wszystkie swoje studia na tych tak niepodważalnych, pewnych fundamentach. Dlatego omówił z uczonymi w Hiszpanii to, czego naszym sztukom jeszcze brakuje, i jak można by temu zaradzić; 

z czego należałoby odczytywać widoczne znamiona nadchodzących czasów i w czym winny się one zgadzać z czasami minionymi; a także jak należałoby sprostować błędy kościoła i całej filozofii moralnej. Przedstawił im nowe rośliny i owoce, jak również zwierzęta, które nie dawały się sklasyfikować według starej filozofii, i przekazał im nowe aksjomaty, które byłyby w stanie wszystko rozwiązać.

Dla nich jednak wszystko to było tylko śmiechu warte, ale ponieważ było także zupełnie nowe, to obawiali się ośmieszenia swych wielkich nazwisk, gdyby musieli jeszcze raz zasiąść w ławie szkolnej i przyznać się do wieloletniego błędu. Poza tym bardzo się już przyzwyczaili do owego błędu, który przyniósł im przecież wiele korzyści. Dlatego stwierdzili, że lepiej będzie, gdy reform podejmie się ktoś inny, komu służy niepokój.

Tę samą odpowiedź usłyszał też od wielu innych narodów, co poruszyło go tym bardziej, że wcale się tego nie spodziewał i gotów był chętnie za darmo użyczyć uczonym całej swej sztuki, jeśliby tylko zechcieli podjąć się trudu stworzenia pewnych nieomylnych aksjomatów ze wszystkich dziedzin nauk, sztuk, fakultetów i całej natury. Wiedział bowiem, że wszystkie te pewniki musiałyby tak jak na jakimś globusie kierować się do 

jednego centralnego punktu i – co jest u Arabów powszechnie przyjęte – powinny służyć jako reguły tylko uczonym. Tak więc również w Europie mogłaby powstać wspólnota dysponująca dostateczną ilością złota i drogich kamieni, którymi mogłaby wspierać królów w ich należnych projektach; władcy uzyskiwaliby w tej wspólnocie wykształcenie, ażeby wiedzieli to wszystko, co Bóg przyznał człowiekowi; w razie konieczności można by zasięgać jej rady, tak jak to dawniej miało miejsce w wypadku wyroczni pogańskich.

Z pewnością musimy przyznać, że już wówczas świat brzemienny był wielkim wzburzeniem i gdy tylko przeszedł przez bóle porodowe, stworzył niezmordowanych i bardzo zasłużonych bohaterów, którzy ogromną mocą przełamali ciemność i barbarzyństwo i nam, jako słabszym, pozostawili jedynie to, abyśmy poszli w ich ślady. Bezwzględnie byli oni szczytem Trigonum Igneum (ognistego teójkąta), którego płomienie im wyższe, tym jaśniej płoną i z pewnością rozpętają ostatni pożar tego świata.

Takim bohaterem był również, według swego powołania, Teofrast. Choć nigdy nie wstąpił do naszego Braterstwa, pilnie przestudiował Księgę M i oświecił nią swój przenikliwy wgląd. Ale również tego człowieka pokonała w jego wysokich lotach arogancja uczonych i dyletantów, tak że nie był on w stanie omówić spokojnie z innymi swego poglądu na naturę. Dlatego w swoich dziełach więcej pokpiwał z wścibskich, niż dawał się w pełni poznać. A mimo to znajdujemy u niego wyżej wspomnianą harmonię, którą na pewno podzieliłby się z uczonymi, gdyby uznał ich za godnych wyższej sztuki niż sztuka subtelnej drwiny. Tak więc zmarnował, roztrwonił swój czas na swobodnym i nieuważnym życiu, i pozostawił światu jego nierozsądne uciechy.

Nie chcemy jednak zapominać o naszym ukochanym ojcu, bracie R. C. Po wielu uciążliwych podróżach i niemal niezauważonych propozycjach nowych reform wrócił on znowu do Niemiec, które – z powodu nadchodzących zmian i niezwykle niebezpiecznej walki – bardzo kochał. Chociaż mógłby się tam szczycić swoją sztuką, w tym szczególnie sztuką transmutacji metali, to jednak dużo bardziej niż cały ów przepych leżało mu na sercu niebo wraz z jego obywatelami – ludźmi. Stworzył sobie jednak wygodne, czyste domostwo, w którym mógł zastanawiać się nad swymi podróżami i filozofią oraz opisywać je w swoim dzienniku. W domu tym dłuższy czas miał się też zajmować matematyką; z wszystkich dziedzin sztuki zestawił także wiele wspaniałych instrumentów, z czego jednak dla nas zachowało się bardzo niewiele, o czym później jeszcze usłyszymy.

Po pięciu latach przyszła mu ponownie na myśl upragniona reformacja. Ponieważ jednak wątpił w pomoc i wsparcie innych, sam zaś był pracowity, rzutki i niezmordowany, podjął się tego dzieła samemu, przy pomocy niewielu pomocników i współpracowników. Ze swego pierwszego klasztoru, który darzył szczególnym zaufaniem, uprosił więc trzech współbraci, a mianowicie brata G. V., brata I. A. i brata I. O., którzy byli 

bardziej obeznani ze sztukami niż to było wówczas w zwyczaju. Tych trzech zaprzysiągł na to, co Najwyższe, że pozostaną wierni, pilni i zachowają milczenie, i sumiennie spiszą na papierze wszystko to, ku czemu ich poprowadzi, by następne generacje, jeśli miałyby zostać w przyszłości dopuszczone do szczególnego objawienia, nie zostały oszukane i pozbawione choćby jednej sylaby czy litery.

Braterstwo Różokrzyża zaczęło się więc od czterech tylko osób. 

Wyposażyły one magiczną mowę i  pismo w  bardzo rozbudowane słownictwo, którego używamy do dzisiaj na chwałę i cześć Boga, i w którym znajdujemy wielką mądrość. Bracia ci stworzyli też pierwszą część Księgi M. Ponieważ jednak praca ta przerosła ich siły, a napór niezwykłej liczby chorych stał się wielkim utrudnieniem, a poza tym nowa budowla, zwana Sanctus Spiritus, została ukończona, zdecydowali się przyjąć do swego towarzystwa i braterstwa jeszcze innych. Zostali do tego wybrani: brat R.C., syn brata jego zmarłego ojca, F. B., zręczny malarz, a także G.G. oraz P.D., ich skrybowie. Tak więc było ich ośmiu, wszyscy Niemcy z wyjątkiem I.A., wszyscy samotni i związani ślubami czystości. Stworzyli oni podręcznik omawiający wszystko, czego tylko człowiek może sobie życzyć, pragnąć i na co może mieć nadzieję.

Choć chętnie przyznajemy, że w  ostatnich stu latach świat bardzo się polepszył, to jednak jesteśmy pewni, że nasze Aksjomaty pozostaną niezmienione aż po dzień Sądu Ostatecznego, a świat nawet w swej podeszłej starości, podczas ostatnich dni, nie będzie miał niczego innego do oglądania. Albowiem nasza Rota zaczęła się dnia, w którym Bóg powiedział „Niech się stanie!”, a skończy się, gdy powie „Niech przeminie!” Dlatego diabłem nie musimy się w ogóle przejmować. Zegar Boga wybija jednak każdą minutę, podczas gdy nasz – 

zaledwie pełne godziny.

Wierzymy też mocno, że nasi ojcowie i bracia, gdyby tylko znaleźli się w naszym dzisiejszym, jasnym świetle, usilniej napominaliby Papieża i Mohammeda, jak również uczonych w piśmie, filozofów, artystów i sofistów, i dowiedliby swego skorego do pomocy nastawienia nie tylko wzdychaniem i pragnieniem doskonałości.

Gdy tylko owych ośmiu braci wszystko tak przygotowało i uszykowało, że nie było już trzeba żadnej specjalnej pracy i każdy miał wgląd w tajemną i objawioną filozofię, nie chcieli oni już dalej pozostawać razem. Rozłączyli się, tak jak to od początku było przewidziane, udając się do wszystkich krajów nie tylko po to, by ich aksjomaty zostały przez uczonych w tajemnicy dokładniej sprawdzone, lecz również aby oni sami, gdyby w tym lub innym kraju wyszedł na jaw jakiś błąd, mogli się wzajemnie o tym poinformować. Ich umowa brzmiała następująco:

1. Żaden z braci nie będzie wykonywał innego zawodu, jak tylko uzdrawiania chorych, i to za darmo.

2. Nikt nie będzie zmuszany przez Braterstwo do noszenia innego odzienia, niż jest to przyjęte w danym kraju.

3. Każdy z braci ma się raz w roku, w dniu C., stawić w Domu Ducha Świętego, lub podać przyczynę swej nieobecności.

4. Każdy z braci powinien się rozejrzeć za jakimś godnym następcą, który mógłby go w swoim czasie zastąpić.

5. Słowo R.C. ma się stać ich pieczęcią, ich hasłem i godłem.

6. Braterstwo ma przez sto lat pozostawać w tajemnicy.

Zaprzysięgli sobie wzajemnie tych sześć artykułów, po czym pięciu braci odjechało. Tylko bracia B. i D. pozostali jeden rok przy ojcu, bracie R.C. Gdy i ci odjechali, pozostał przy nim jego kuzyn oraz I.O., tak że przez wszystkie dni swego życia zawsze miał dwóch koło siebie.

Chociaż Kościół nie był jeszcze oczyszczony, to jednak wiemy, co o nim sądzili i na co z utęsknieniem czekali. Z radością schodzili się każdego roku i opowiadali sobie wzajemnie o swoich działaniach. Musiało to być rzeczywiście wspaniałe – móc słuchać zgodnie z prawdą o wszystkich tych cudach, które Bóg tu i tam rozsiał po świecie, a których się samemu nie widziało.

Powinno się uznać za pewne, że osoby te, zebrane razem z woli Boga i wszystkich sił niebieskich oraz wybrane przez najmądrzejszego człowieka, jaki tylko żył w różnych stuleciach, żyły w największej jedności, najgłębszym milczeniu i możliwie najwyższej życzliwości względem siebie nawzajem i innych.

Na takim to chwalebnym postępowaniu upływało ich życie, ale mimo że ich ciała wolne były od wszelkich chorób i dolegliwości, to jednak ich dusze nie mogły przekroczyć określonego punktu rozwiązania.

Pierwszym członkiem Braterstwa, który zmarł, był I.O., a miało to miejsce w Anglii, zgodnie z tym, jak mu to brat C. na długo przedtem przepowiedział. Jego sługa poszedł za nim. Był on bardzo biegły w kabale i niezwykle uczony, co poświadcza jego książeczka, zwana H. W Anglii opowiada się o nim bardzo dużo, szczególnie po tym, jak wyleczył on z trądu pewnego młodego hrabiego z Norfolku.

Bracia postanowili, że miejsca ich pochówku mają pozostać – jak dalece to będzie możliwe – w ukryciu. Tak więc nie wiemy dzisiaj, gdzie wielu z nich się podziało. Jednakże miejsce każdego z nich obsadzone zostało odpowiednim następcą.

Ku chwale Boga chcielibyśmy jednak oświadczyć, że niezależnie od tego, jak wiele poznaliśmy tajemnic zawartych w księdze M, a także mimo że możemy roztoczyć przed naszymi oczyma obraz całego świata wraz z jego przeciwobrazem, to jednak nie jest nam znane ani żadne oczekujące nas nieszczęście, ani nasza godzina śmierci, które to Bóg, który chce nas widzieć w nieustannej gotowości, zachował dla siebie.

Więcej o tym jednak w naszej Confessio, w której wskazujemy również na trzydzieści siedem przyczyn, dla których właśnie teraz ujawniamy nasze Braterstwo i dobrowolnie oferujemy te szczytne misteria, bez żadnego przymusu i bez jakiegokolwiek wynagrodzenia, i obiecujemy także więcej złota niż król 

hiszpański mógłby zebrać z obu Indii. Gdyż Europa jest brzemienna i urodzi silne dziecię, które musi otrzymać wspaniały chrzestny dar.

Gdy zmarł O., brat C. nie spoczął, lecz jak najszybciej zwołał wszystkich pozostałych. Wydaje się, że właśnie wtedy powstał jego grób. 

Chociaż my, młodsi, dotychczas nie mieliśmy pojęcia, kiedy zmarł nasz ukochany ojciec R.C. i znaliśmy tylko imiona założycieli oraz wszystkich następców aż do naszych czasów, to udało się nam przypomnieć o jeszcze jednej tajemnicy, którą nam, następcom trzeciego Kręgu, w zawoalowanych słowach powierzył A., który był ostatnim z drugiego Kręgu i następcą D.

Poza tym musimy przyznać, że po śmierci A. nikt z nas nie wiedział o R.C. ani o jego pierwszych współbraciach niczego ponadto, co pozostało po nich w naszej filozoficznej bibliotece. Pośród tych prac uważaliśmy Aksjomaty za najważniejsze dzieło, Rotae Mundi (Koła Świata ) za najbardziej wzniosłe, a Proteusza (Starogrecki bóg morza, przybierający różne postacie, który tak jak wszyscy bogowie mórz miał zdolność prorokowania ) za najpożyteczniejsze. Dokładnie jednak nie wiemy, czy bracia z drugiego Kręgu w tym samym stopniu odznaczali się mądrością, co ci z pierwszego, i czy byli także do wszystkiego dopuszczeni.

Niechże jednak wolno nam będzie przypomnieć przychylnemu czytelnikowi, że to, czego nie tylko doświadczyliśmy w grobie brata C., lecz co również niniejszym publikujemy, zostało przez Boga przewidziane, dozwolone i zlecone. Wypełniamy to z oddaniem, które pozwala nam tam, gdzie spotykamy się ze skromnością i chrześcijańską odpowiedzią, bez wahania publicznie ogłaszać drukiem nasze imiona i nazwiska, miejsca naszych spotkań i wszystko to, czego by jeszcze od nas żądano.

A oto prawdziwe, pierwotne sprawozdanie z odkrycia wielce oświeconego Boskiego Człowieka, brata C.R.C.:

Po tym, jak A. zmarł w Galii Narbońskiej (Gallia Narbonensis), jego miejsce zajął nasz ukochany brat N.N. Gdy tylko zamieszkał u nas i złożył uroczystą przysięgę wierności i dochowania tajemnicy, opowiedział nam w zaufaniu, że A. pocieszał go zawsze tym, że nasze Braterstwo już wkrótce przestanie być tajemne, lecz będzie służyć pomocą całej ojczyźnie narodu niemieckiego, stanie się dla niego niezbędne i przyniesie mu zaszczyt, i że on w swoim stanie nie potrzebuje się go w najmniejszym stopniu wstydzić.

W  roku następnym, gdy wypełnił swój szkolny obowiązek i z powodu zdobycia przyzwoitej sumy z portfela fortuny nadarzyła mu się okazja wyjazdu, powziął myśl – jako że był również mistrzem budowniczym – aby nieco przebudować i ulepszyć tę budowlę. Podczas prac renowacyjnych odkrył odlaną z mosiądzu tablicę zawierającą imiona wszystkich, którzy należeli do Braterstwa, a także pewne inne rzeczy. Tablicę tę 

chciał przenieść w inne, godniejsze miejsce; natomiast kiedy i gdzie zmarł brat C. i w którym kraju chciał zostać pochowany, to zostało przez starszych braci przemilczane i z tego względu nic o tym nie wiedzieliśmy.

Z tablicy wystawał nieco wielki gwóźdź, który – wyrwany siłą – spowodował to, że odpadł wielki płat cienkiej ściany czy też tynku i nieoczekiwanie ukazały się ukryte dotąd drzwi. Z wielką radością i z pełnym napięcia oczekiwaniem usunęliśmy resztę ściany i oczyściliśmy drzwi. U góry znajdował się na nich napis: POST CXX ANNOS PATEBO (Po stu dwudziestu latach otworzę się). Pod tym wypisany był rok.

Podziękowaliśmy za to Bogu i  tego wieczoru zostawiliśmy wszystko w spokoju, gdyż chcieliśmy spojrzeć w nasze Roty. 

Tu znowu, ściśle biorąc po raz trzeci powołujemy się na Confessio. Albowiem to, co tu objawiamy, ma się zdarzyć dla dobra tych, którzy są tego godni. Tym, którzy są tego niegodni, jeśli Bóg tak zechce, niewiele to pomoże. Gdyż tak jak nasze drzwi otworzyły się w cudowny sposób po wielu latach, to tak samo dla Europy, gdy tylko znikną mury, otworzą się drzwi, których zarys już jest widoczny i których tak wielu z utęsknieniem oczekuje.

Rankiem otworzyliśmy te drzwi i odkryliśmy kryptę o siedmiu bokach i kątach. Każdy bok mierzył pięć stóp i miał wysokość ośmiu. Chociaż pomieszczenie to nigdy nie zaznało światła słonecznego, oświetlone było innym światłem, które nauczyło się świecić od słońca i stało wysoko w centrum pomieszczenia. W środku, zamiast grobu, stał okrągły ołtarz przykryty mosiężną płytą, na której znajdował się napis: A.C.R.C. Hoc universi compendium vivus mihi sepulcrum feci (To kompendium wszechświata uczyniłem w ciągu mojego życia moim grobem). Dookoła pierwszego kręgu lub krawędzi widniały słowa: Jesus mihi omnia (Jezus jest dla mnie wszystkim). W środku znajdowały się cztery fi gury otoczone kręgami, opisane następująco:

1. Nequaquam Vacuum (Nie ma pustej przestrzeni)

2. Legis Jugum (Jarzmo prawa)

3. Libertas Evangelii (Wolność Ewangelii)

4. Dei Gloria Intacta (Chwała Boga jest nienaruszalna)

Wszystko to jest jasne i wyraźne, tak jak i siedem stron i dwa razy po siedem trójkątów. Uklękliśmy więc wszyscy razem i podziękowaliśmy jedynie mądremu, jedynie wszechmocnemu i jedynie wieczystemu Bogu, który więcej nas nauczył niż mógłby to sobie wyobrazić cały ludzki rozsądek, chwała Jego imieniu.

Kryptę tę podzieliliśmy na trzy części: kopułę albo nieboskłon, ściany albo boki i ziemię albo posadzkę. Jeśli idzie o nieboskłon, to teraz nie dowiecie się od nas niczego więcej, jak tylko tego, że odpowiednio do siedmiu boków w świecącym centrum podzielony był na siedem trójkątów. Co się zaś znajdowało w jego środku, to wy, którzy wypatrujecie uzdrowienia, jeśli Bóg tak zechce, dużo szybciej sami ujrzycie na własne oczy, gdy tylko to, co zostało przez nas nakreślone, zostanie przyjęte.

Boki podzielone były na dziesięć czworokątnych pól; a każde z nich zawierało własne fi gury i napisy, które załączone są do naszego tekstu, zwięźle oraz tak pieczołowicie i wiernie, jak to tylko możliwe. Podłoga była z kolei podzielona na trójkąty. Ponieważ jednak było na niej opisane panowanie i przemoc niższego władcy, to 

nie może to zostać oddane w ręce tego ciekawego i bezbożnego świata, z uwagi na niebezpieczeństwo nadużycia. Kto jednak zaopatrzył się w niebiańskie antidotum, ten może śmiało rozdeptać łeb starej, złej żmii, bez żadnego uszczerbku, do czego zresztą nasz czas znakomicie się nadaje.

Każdy z boków miał drzwi do szafy, w której leżały różne rzeczy, w szczególności zaś wszystkie nasze księgi, które już posiadaliśmy, jak również Vocabularium (Słownik) Th eophrastusa Bombastusa z Hohenheimu i dzieła, z których codziennie korzystamy i zdajemy innym szczerą relację. Tamże znaleźliśmy też jego Itinerarium (Dziennik podróży) i jego Vita (Biografi ę), której w dużej części zawdzięczamy i niniejsze słowa.

W innej szafi e znajdowały się znakomite zwierciadła, a w jeszcze innej dzwoneczki, palące się lampki, jak również piękne, pełne artyzmu pieśni. Ogólnie biorąc, wszystko było tak urządzone, że nawet po wielu setkach lat, gdyby cały zakon lub też Braterstwo miało zaginąć, można by z tego jednego podziemia wszystko odtworzyć.

Jak dotąd nie odkryliśmy jeszcze ciała naszego tak troskliwego i mądrego ojca, i dlatego przesunęliśmy ołtarz na bok. Dzięki temu udało się nam unieść ciężką mosiężną płytę, pod którą znajdowało się piękne i szlachetne ciało, nienaruszone, bez śladu jakiegokolwiek rozkładu, tak jak jest ono przedstawione na obrazie, w pełnym ornacie i ze wszystkimi swymi atrybutami.

W ręku trzymał książeczkę, pisaną złotem na pergaminie, nazywaną T, która stała się, zaraz po Biblii, naszym największym skarbem i oczywiście nie powinna być lekkomyślnie poddawana wyrokom tego świata. Na końcu książeczki znajdowała się następująca mowa pochwalna:

Ziarno posiane w sercu Jezusa, Ch. Ros. C. wywodził się ze szlachetnego i wspaniałego niemieckiego rodu Różokrzyża. 

Był on wielkim człowiekiem swego stulecia, światłem, chlubą przyszłości, który – dzięki boskim objawieniom, bar ej zdolności odkrywania i  niestrudzonym wysiłkom – dopuszczony został do niebiańskich i ludzkich misteriów i tajemnic. 

Gdy tylko – jako że czas po temu jeszcze nie nadszedł – w nadzwyczaj inteligentny sposób zabezpieczył swój skarb, cenniejszy od królewskiego i cesarskiego, a  zgromadzony przez niego w  podróżach po Arabii i Afryce, tak aby kiedyś potomność mogła go ponownie odkryć, oraz gdy tylko uczynił swych wiernych i bardzo przywiązanych przyjaciół spadkobiercami swojej sztuki i swego imienia, zbudował mały świat, który we wszystkich swych ruchach był odpowiednikiem wielkiego. 

Po tym, jak ostatecznie dokonał tego kompendium przeszłych, teraźniejszych i  przyszłych wydarzeń, w  wieku ponad stu lat nie z  powodu choroby, której nigdy na swoim ciele nie doświadczył ani u innych nie dopuścił, nie przymuszony przez nikogo, a  raczej wezwany przez Ducha Bożego oddał swą oświeconą duszę Bogu, swemu 

Stwórcy, pośród objęć i ostatnich pocałunków braci.

On to, nasz najbardziej umiłowany Ojciec, nasz najukochańszy Brat, nasz 

najwierniejszy Nauczyciel i  nieskazitelny Przyjaciel został tu przez swoich 

ukryty na sto dwadzieścia lat.

Na końcu napisane było: Ex Deo nascimur (Z Boga rodzimy się), in Jesu morimur (w Jezusie umieramy), per Spiritum Sanctum reviviscimus (przez Ducha Świętego odradzamy się).

Brat O. i brat D. już wtedy pomarli. Gdzie szukać ich grobu? Nie wątpimy jednak o tym, że również ci starsi bracia zostali w szczególny sposób pochowani, a może nawet ukryci. Mamy również nadzieję, że ten nasz przykład zachęci także innych do tego, by pilniej udali się na poszukiwania ich imion, które 

z tego powodu chcemy opublikować, oraz ich grobów. Gdyż pośród starszych ludzi są oni na ogół jeszcze znani i  sławni z powodu swej sztuki leczenia. Tym sposobem nasz skarb (nasza Gaza) może zostać pomnożony albo przynajmniej lepiej objaśniony.

Jeśli idzie o minutus mundus, mały świat(mikrokosmos), to odkryliśmy go w  innym małym ołtarzyku, z  pewnością piękniejszym niż mógłby to sobie wyobrazić jakikolwiek rozumny człowiek. Nie zamierzamy go jednak przedstawiać, aż nie odpowie się nam w zaufaniu na tę naszą otwartą Famę.

Tak więc z powrotem położyliśmy płytę na grobie, na niej postawiliśmy ołtarz, zamknęliśmy drzwi i zapieczętowaliśmy je wszystkimi naszymi pieczęciami. Następnie według instrukcji i na zlecenie naszych Rot opublikowaliśmy różne książki, a wśród nich również M.hoh. miłościwego M.P., który spisał te strofy mimo wielu domowych obowiązków Wreszcie, jak to już było w naszym zwyczaju, znowu rozeszliśmy się, pozostawiwszy nasze klejnoty naturalnym spadkobiercom. Teraz czekamy tylko na odpowiedź albo opinię i decyzję uczonych czy też nieuczonych.

Chociaż dokładnie wiemy, że jeszcze stosunkowo długo potrwa, aż – podług naszych pragnień czy też nadziei innych – w wystarczającej mierze zarówno w tym, co boskie, jak też w tym, co ludzkie, dokona się powszechna reformacja, to jednak oczekiwanie, że słońce, zanim wzejdzie, rzuca jasne lub ciemne światło na niebiosa, nie jest niczym niestosownym. Tymczasem ci nieliczni, którzy się zgłoszą, spotkają się, powiększą nasze Braterstwo jeśli idzie o liczebność oraz poważanie, i uczynią także szczęśliwy początek podług upragnionych i przepisanych przez brata C. filozoficznych wytycznych, albo może nawet będą zażywać z nami w pokorze i miłości naszych skarbów, które nigdy się nam nie wyczerpią, i osłodzą utrapienia tego świata, i nie będą się błąkać jak ślepcy pośród cudownych dzieł Boga.

Aby jednak każdy chrześcijanin wiedział, jakiej jesteśmy wiary i jakimi jesteśmy ludźmi, oświadczamy, że wyznajemy poznanie Jezusa Chrystusa, tak jak było ono ostatnimi czasy jasno i wyraźnie głoszone szczególnie w Niemczech i jeszcze dzisiaj jest – pominąwszy wszystkich fantastów, kacerzy i fałszywych proroków – zachowywane, chronione i rozpowszechniane przez pewne znane kraje. Cieszymy się również z posiadania dwóch Sakramentów, takich jakie były wprowadzone przez pierwszy zreformowany kościół, z wszystkimi formułami i ceremoniami. W kwestii politycznej uznajemy Cesarstwo Rzymskie i Quarta Monarchia, Czwarte Królestwo, jako naszą i chrześcijan głowę. Chociaż wiemy dostatecznie dobrze, jakie zmiany nastąpią  i serdecznie chcielibyśmy się tym podzielić z uczonymi teologami, to jednak to pismo jest nasze i bez woli jedynego Boga nikt nie zdoła nas wyjąć spod prawa, ani nikt niegodny nas tego pisma nie pozbawi. Dobrej sprawie będziemy udzielać tajemnej pomocy, zgodnie z tym, czy Bóg na coś pozwala czy czegoś zabrania. Albowiem nasz Bóg nie jest ślepy niczym Fortuna pogan, lecz Kościołowi przyczynia piękna, a Świątyni szacunku.

Nasza filozofia nie jest niczym nowym, lecz tą samą, którą Adam otrzymał po swoim upadku i którą stosowali Mojżesz i Salomon. Dlatego nie potrzebuje ona powątpiewać ani sprzeciwiać się innym poglądom, ponieważ Prawda jest prosta, zwięzła i zawsze równa sobie samej (w szczególności zaś pozostaje w  doskonałej harmonii z  Jezusem ex omni parte i z wszystkimi jego członkami, podobnie jak i on jest obrazem i podobieństwem Ojca). Tak więc nie powinno się mówić: Hoc per philosophiam verum est, sed per theologiam falsum (To jest 

prawda fi lozofi czna, ale fałsz teologiczny), ponieważ wszystko, co Pitagoras, Platon, Arystoteles i inni rozpoznali jako prawdziwe, a co miało swoje źródło u Henocha, Abrahama, Mojżesza i Salomona, wychodzi na to samo, a przede wszystkim zgadza się z tą wielką i cudowną księgą, jaką jest Biblia. Tworzy to jakby sferę albo kulę, której wszystkie elementy znajdują się w jednakowej odległości od jej centrum, co w chrześcijańskich przypowieściach powinno zostać opracowane dalej i dużo bardziej szczegółowo.

Co się zaś tyczy bezbożnego i przeklętego wytwarzania złota, to szczególnie w naszych czasach przybrało ono tak znacznie na sile, że wielu zachłannych nicponi, którzy zeszli całkiem na manowce i którzy po prawdzie zasługują na stryczek, dopuszcza się w tej materii wielkich oszustw i waży się udzie lać pouczeń, wykorzystując ciekawość i łatwowierność tłumu. Również wielu roztropnych ludzi uważa obecnie, że punktem szczytowym i ukoronowaniem filozofii jest przemiana metali i tylko o nią chodzi, oraz że na wielkie umiłowanie zasługiwałby ten bóg, który potrafi łby tworzyć wielkie masy i bryły złota, przy czym sami, nierozważnymi prośbami i przybierając rozpaczliwe miny męczenników, próbują wszechwiedzącego Boga, znawcę ludzkich serc, do tego namawiać.

Oświadczamy więc publicznie, że jest to droga fałszywa. Jeśli chodzi o prawdziwych filozofów, to przemiana w złoto jest dla nich błahostką i rzeczą podrzędną. W porównaniu z tym dysponują oni paroma tysiącami innych, ważniejszych rzeczy. Powtarzamy za naszym ukochanym ojcem C.R.C.: „Na nic złoto, jeśli jest tylko złotem”. Gdyż ten, przed kim cała Natura stoi otworem, nigdy nie będzie się cieszył z tego, że może produkować „złoto”, lub też, jak mówi Chrystus, że diabły są mu posłuszne, lecz będzie się radował tym, że widzi otwarte niebiosa i Aniołów Boga wstępujących i zstępujących, i że jego imię zapisane jest w Księdze Żywota.

Oświadczamy również, że pod mianem „Alchemia” ukazały się książki i obrazy, będące obrazą czci Boga. W odpowiednim czasie wymienimy je po imieniu i podamy czystym sercom ich listę. I prosimy wszystkich uczonych, aby bardzo uważali na owe książki, gdyż wróg nie traci żadnej okazji, aby zachwaścić pole, zanim go ktoś silniejszy nie odeprze.

Zgodnie z zamiarem naszego ojca C.R.C. my, którzy jesteśmy jego braćmi, po raz drugi usilnie prosimy wszystkich uczonych Europy, o ile czytają oni naszą Famę, która jest wydana w pięciu językach, jak również łacińską Confessio, aby mogli z  wielkim zastanowieniem i  odpowiedzialnością rozważyć naszą ofertę, jak najdokładniej i najsurowiej sprawdzić nasze sztuki, z wielką pilnością przyjrzeć się obecnym czasom oraz podzielić się z nami swoimi przemyśleniami, wspólnie lub też w pojedynkę, pisemnie albo drukiem. Albowiem, chociaż ani my, ani nasza wspólnota chwilowo nie jesteśmy jeszcze znani, to z pewnością dotrze do nas każda opinia, w jakimkolwiek byłaby napisana języku.

Nikogo też, kto poda swoje nazwisko, nie spotka to, żeby nie nawiązał z jednym z nas czy to słownego, czy też – jeżeli miałby jakieś zastrzeżenia – pisemnego kontaktu. Tak więc mówimy tu z naciskiem: Kto odnosi się do nas i do naszej przyszłej pracy z powagą i serdecznością, ten zbierze tego owoce zarówno według materii, jak i ciała i duszy. Kto jednak podejdzie do tego z fałszywym sercem lub nastawiony tylko na pienią-

dze, ten nam nie będzie mógł zaszkodzić, siebie jednak wtrąci w największą i najgłębszą zgubę.

A nasza budowla, choćby ją z bliska oglądało sto tysięcy ludzi, dla bezbożnego świata pozostanie na wieczność nietknięta, nienaruszona, niewidoczna i doskonale ukryta.

Sub umbra alarum tuarum, o JHWH

W cieniu twoich skrzydeł, o JHWH

 

Bracia Braterstwa R.C.

© 2012 by Chrystian Rosenkreutz

  • Twitter Clean
  • Flickr Clean
bottom of page